środa, 2 marca 2016

POWOŁANIE




Dzisiaj wpis trochę o mnie. W zasadzie w całości o mnie.

Nie jestem idealną matką. Nie uważam się nawet za bardzo dobrą matkę. Może za dobrą, chociaż i tu mam czasem wątpliwości. Podchodzę do siebie krytycznie. Często robię coś, czego potem bardzo żałuję i nieraz płaczę wieczorami z bezsilności nad swoją głupotą i porywczością. Tak już mam, że czasem najpierw coś zrobię, a potem pomyślę. Bolesne, ale prawdziwe.

Zdarza mi się krzyczeć na Karola, że znów rzucił się na ulicy i zdarza mi się denerwować, że Hania znów wstała o 4.40. Zdarza się... Zawsze staram się opanować, ale z różnym rezultatem. Bardzo nad sobą pracuję i ostatnio coraz częściej udaje mi się wyciszyć...

Czasem nie mam na nic siły. Nie uważam się za przykładną „Matkę Polkę” wszystko wiedzącą i idealną. Wręcz przeciwnie. Mam wiele cech, których chętnie bym się pozbyła. Bywam leniwa. Czasem mam ochotę uciec na drugi koniec świata… Czasem wychodzę do drugiego pokoju  albo zamykam się w łazience i liczę do 10… Żeby się uspokoić, żeby pomyśleć, zanim zrobię. Ale bywa trudno. Każdemu czasem brakuje oddechu… Tylko, że ja wymagam od siebie więcej i więcej, a z rezultatu moich starań nie jestem zadowolona. Czy kiedyś będę? Bardzo bym tego chciała.

Od dłuższego czasu bardzo doskwiera mi brak pracy. Chociaż mówi się, że praca w domu to także pełen etat… Może to i racja, tyle że ja tęsknię za swoim etatem prawdziwym. Kto mnie zna ten wie, że jestem z zawodu położną. Choć nie pracowałam długo, to pracę swoją wspominam bardzo dobrze i wiele bym dała by móc wrócić w szpitalne mury (bynajmniej nie jako pacjentka). Założenie było takie, że miałam Karola puścić do przedszkola i wtedy wrócić do pracy, ale plany się zmieniły. Zaszłam w ciążę, urodziła się Hania i to brutalne wręcz zetknięcie z rzeczywistością uświadomiło mi, że szybko do pracy nie wrócę. Kolejnym pomysłem był powrót do pracy jak mała skończy 6 miesięcy. Ten pomysł także spalił na panewce. Niestety. Choć miałam na koniec lata propozycję pracy to odmówiłam. Postanowiłam że zostanę w domu i będę pielęgnować moje faktyczne powołanie, jakim jest macierzyństwo. Muszę się przyznać, że czasem wieczorem, jak dzieci śpią, wyciągam z szafy swój „roboczy” strój i go sobie oglądam… Marzę wtedy, żeby wskoczyć w chodaki i mój „mundurek” i polecieć na nocny dyżur… Z wiadomych względów tego nie robię i chociaż serce się rwie, to wygrywa jednak rozum… Idę wtedy do pokoju. Przykrywam Karola kołdrą, daję mu buziaka. Potem idę do Hani, wyciągam ją z łóżeczka, bo już czas na nocne karmienie…

Taka jestem, ani idealna, ani nawet bardzo dobra. Jestem zwykłym, szarym człowiekiem. Żoną, matką… Odkąd mam dzieci, szklanka jest dla mnie zawsze do połowy pełna… Kocham i jestem kochana.