czwartek, 25 lutego 2016

SPÓŹNIONY




Jakiś czas temu odebraliśmy wyniki kolejnej diagnozy funkcjonalnej Karola. Poprzednią miał robioną w wieku 26 miesięcy. Jego wiek rozwojowy był wtedy poniżej 12 m.ż. Od grudnia 2014r. zaczął terapię. Po nieco ponad roku terapii, w wieku 41 miesięcy jego wiek rozwojowy wynosi 33 miesiące. W rok nadrobił sporo! Jego opóźnienie wynosi 8 miesięcy. Chociaż nie lubię słowa „opóźnienie”. Wolę mówić, że jest nieco spóźniony… Bo przecież wciąż wierzę, że to kiedyś minie… Wierzyć trzeba zawsze!

8 miesięcy. Mało? Dużo? Pojęcia względne. Mogło być mniej? Mogło być więcej… Dla mnie osobiście postęp jest bardzo duży. Problem w tym, że teraz jest coraz ciężej. Karol uczy się coraz trudniejszych rzeczy. Ma stawiane coraz wyższe wymagania, nie wszystkim jest w stanie sprostać. Jest dużo frustracji kiedy czegoś nie potrafi zrobić. Zwykle się wtedy wyłącza, odchodzi, ucieka… Czasem krzyczy. Broni się. Ja często reaguję wtedy impulsywnie. Denerwuje mnie to, że on czegoś nie chce powtarzać, że kolejny raz nie udało mi się poćwiczyć z nim w domu… Ale potem przychodzą takie myśli, że przecież on naprawdę ciężko pracuje! Daje z siebie wszystko w przedszkolu, u Pani logopedy, u Pani psycholog i na terapii… Przecież inne dzieci w tym momencie się bawią… A on ma ledwie 3,5 roku i pracuje ciężko! Nikt, kto tego nie widzi, nie wie jaka to ciężka praca… Jak odbieramy go z zajęć jest często wyczerpany. Siada mi albo tatusiowi na kolanach i się tuli. Nieraz nawet zasypia na siedząco! Nawet łobuzować nie ma siły. 

Jest coraz lepiej. Mamy problemy, ale sobie radzimy z nimi. Coraz częściej potrafimy zareagować na różne nieporządane zachowania Karola. Zdarza się, że dusimy je w zarodku. Jestem wtedy bardzo dumna… Oj znów udało się uniknąć awantury. Będzie dobrze. Dajemy sobie radę.  Ale wciąż uczucie ulgi przeplata się ze strachem. A co będzie, jeśli jego rozwój się zatrzyma? A co będzie, jeśli nastąpi regres? Mówi coraz więcej, ale ta mowa jest w większości niezrozumiała… A jeśli tak zostanie? Milion pytań. Tysiące różnych myśli… Strach.

Kto wie, jak to jest, gdy boisz się odebrać z przedszkola własne dziecko? Kiedy boisz się, że dziś jest ten gorszy dzień? Bo nie chce znów jeść, bo nie chce przechodzić przez ulicę? Bo widząc zielone światło chce wciąż i wciąż przechodzić przez pasy? Nie da się złapać za rękę… Nie da sobie umyć zębów. Nie chce robić siku na toaletę czy nocnik. Na próbę zdjęcia pampersa reaguje panicznym krzykiem wołając „peluaaaaa”…  I płacze… Powiem mu: „Karol nie wolno uciekać, tutaj jadą auta”, a on płacze jakbym go biła na środku ulicy. I chce usiąść… Na każdej ławce w zasięgu wzroku. Czasem także na chodniku, a ostatnio nawet na środku ulicy. Schematy mnie dobijają. Są wszędzie. Wsiadanie do autobusu, otworzenie i zamknięcie drzwi, ubieranie, zapalenie światła. Poza domem, jak się czymś denerwuje, w sytuacjach stresowych woła „kupa”. Ciągle to samo… Powtarza… Biegnie do toalety, jeśli jakaś jest w pobliżu. Chwilę posiedzi i wstaje. To go uspokaja, daje mu jakieś złudne poczucie bezpieczeństwa. A mnie? U mnie to wszystko powoduje stres i jakiś wewnętrzny ból nie do opisania…

Czy kiedyś będzie normalnie? A może to jest nasza normalność? Chcę tylko jego szczęścia. Tylko tego. Czy to za dużo?