POWOŁANIE
Dzisiaj
wpis trochę o mnie. W zasadzie w całości o mnie.
Nie
jestem idealną matką. Nie uważam się nawet za bardzo dobrą matkę. Może za
dobrą, chociaż i tu mam czasem wątpliwości. Podchodzę do siebie krytycznie.
Często robię coś, czego potem bardzo żałuję i nieraz płaczę wieczorami z
bezsilności nad swoją głupotą i porywczością. Tak już mam, że czasem najpierw
coś zrobię, a potem pomyślę. Bolesne, ale prawdziwe.
Zdarza
mi się krzyczeć na Karola, że znów rzucił się na ulicy i zdarza mi się denerwować, że Hania znów wstała o 4.40. Zdarza się...
Zawsze staram się opanować, ale z różnym rezultatem. Bardzo nad sobą
pracuję i ostatnio coraz częściej udaje mi się wyciszyć...
Czasem
nie mam na nic siły. Nie uważam się za przykładną „Matkę Polkę” wszystko
wiedzącą i idealną. Wręcz przeciwnie. Mam wiele cech, których chętnie bym się
pozbyła. Bywam leniwa. Czasem mam ochotę uciec na drugi koniec świata… Czasem
wychodzę do drugiego pokoju albo zamykam
się w łazience i liczę do 10… Żeby się uspokoić, żeby pomyśleć, zanim zrobię.
Ale bywa trudno. Każdemu czasem brakuje oddechu… Tylko, że ja wymagam od siebie
więcej i więcej, a z rezultatu moich starań nie jestem zadowolona. Czy kiedyś
będę? Bardzo bym tego chciała.
Od
dłuższego czasu bardzo doskwiera mi brak pracy. Chociaż mówi się, że praca w
domu to także pełen etat… Może to i racja, tyle że ja tęsknię za swoim etatem
prawdziwym. Kto mnie zna ten wie, że jestem z zawodu położną. Choć nie
pracowałam długo, to pracę swoją wspominam bardzo dobrze i wiele bym dała by
móc wrócić w szpitalne mury (bynajmniej nie jako pacjentka). Założenie było
takie, że miałam Karola puścić do przedszkola i wtedy wrócić do pracy, ale
plany się zmieniły. Zaszłam w ciążę, urodziła się Hania i to brutalne wręcz
zetknięcie z rzeczywistością uświadomiło mi, że szybko do pracy nie wrócę.
Kolejnym pomysłem był powrót do pracy jak mała skończy 6 miesięcy. Ten pomysł
także spalił na panewce. Niestety. Choć miałam na koniec lata propozycję pracy
to odmówiłam. Postanowiłam że zostanę w domu i będę pielęgnować moje faktyczne
powołanie, jakim jest macierzyństwo. Muszę się przyznać, że czasem wieczorem,
jak dzieci śpią, wyciągam z szafy swój „roboczy” strój i go sobie oglądam…
Marzę wtedy, żeby wskoczyć w chodaki i mój „mundurek” i polecieć na nocny
dyżur… Z wiadomych względów tego nie robię i chociaż serce się rwie, to wygrywa
jednak rozum… Idę wtedy do pokoju. Przykrywam Karola kołdrą, daję mu buziaka.
Potem idę do Hani, wyciągam ją z łóżeczka, bo już czas na nocne karmienie…
Taka
jestem, ani idealna, ani nawet bardzo dobra. Jestem zwykłym, szarym
człowiekiem. Żoną, matką… Odkąd mam dzieci, szklanka jest dla mnie zawsze do
połowy pełna… Kocham i jestem kochana.