wtorek, 15 września 2015

ROZDZIAŁ I – Karolek


OCZEKIWANIE



Czego pragnie kobieta mająca 22 lata? Nie wiem jak ogół.  Ale ja najbardziej pragnęłam mieć dziecko. Ponieważ po usunięciu guza jajnika usłyszałam, że lepiej szybciej niż później zdecydować się na ciążę postanowiłam nie czekać ani chwili. Upragnione dwie kreski jednak nie pojawiły się tak szybko. Po mniej więcej 1,5 roku czasu i mnóstwie stresu w tzw. międzyczasie w końcu ta chwila nadeszła. Było Boże Narodzenie 2011 roku. Miałam mieć dyżur w szpitalu na porodówce. Wstałam tego dnia o 5. Poszłam do łazienki. Zrobiłam test. Czekam… Te nieznośne 3-5 minut jak napisano w instrukcji. W końcu patrzę zniecierpliwiona na ten kawałek białego plastiku. Jest? Jedna kreska wyraźna jak zawsze. Druga? Czy ja dobrze widzę? Jakaś taka blada, jakby jej nie było. Nie, to niemożliwe. Pewnie widzę to oczyma wyobraźni. Nic nikomu nie powiedziałam. Poszłam do pracy. Cały dzień podniecona chodziłam, koleżanka to wyczuła, ale się nie zdradziłam o co chodzi. Wróciłam do domu koło 20. Szybko położyłam się spać, chciałam żeby jak najszybciej było rano, żeby znów zrobić test. Następnego dnia wstałam jeszcze wcześniej niż poprzednio. Nieco po 4. Szybko do łazienki. Znów te nieznośne 3-5 minut. JEST. Druga kreska, ciemniejsza niż poprzednio. TO PEWNE – CIĄŻA. Wróciłam do łóżka. Obudziłam męża (a raczej próbowałam go obudzić). Mówię mu:  „jestem w ciąży”. A on do mnie: „Ale Ci się wzięło na żarty w środku nocy”. Jak on może? Ja żarty?! Z ciąży? NIGDY! No to mu mówię poważnym tonem, że nie żartuję. Zapalam lampkę nocną i pokazuję mu test. Usiadł z wrażenia. Nie wierzył… Potem już wszystko szybko się potoczyło. Wizyta u lekarza, usg. No jest ta wyczekiwana fasola. Ciąża przebiegała generalnie dobrze. Z małymi wyjątkami. Miałam tachykardię i częstoskurcze. W 39 tygodniu padła decyzja o cięciu cesarskim. Był to dla mnie cios. Marzyłam o porodzie drogami i siłami natury. Nie udało się. Ze stresu kilka minut przed operacją odeszły mi wody. Cała się trzęsłam. Ta myśl, że zaraz zobaczę mojego upragnionego synka – niesamowita. Pierwsze cięcie, potem drugie, trzecie. Trochę szarpania i jest…  Jest mój mały Skarb. Jak go zobaczyłam to się popłakałam. Nie mogłam opanować łez. Była to czysta radość… Wtedy nie wiedziałam jeszcze że łzy będą się pojawiały często, że ta chwila jest jedyna, niepowtarzalna… Że w tym momencie coś się zaczęło, ale też i skończyło. Początek i koniec. 

1 komentarz:

  1. Twoja opowieść jest piękne i bardzo ciekawa, stworzyłaś w mojej głowie przeróżne refleksje i przemyślenia,mam ogólny niedosyt i
    czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń